wtorek, 30 kwietnia 2013

sobota, 20 kwietnia 2013

Informacja

To jeszcze nie druga część Olki i Maćka ,ale mam dla Was link do mojej nowej historii.
http://porywcza.blogspot.com/ Zapraszam do czytania ;)

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 11


  Muzyka

Konkurs drużynowy. Ostatnia medalowa szansa. Ostatnie nadzieje. Przecież kiedyś musiały się skończyć te Mistrzostwa. Prawda? No więc jeszcze dziś i jutro ‘Adios’. Jest 14 wiec  za 24 godziny dokładnie mam autobus ,a później samolot do domu. Wracam sama bo Ewa i Kamil jadą jeszcze na romantyczną wycieczkę ,a chłopaki mają jakieś zobowiązania wobec dziennikarzy.
Tak już bywa, że skoro istnieje początek to pojawia się też koniec. To żelazna zasada. Nikt nie ma takiej mocy ,aby ją złamać. Już prawie pogodziłam się z moim powrotem do rzeczywistości. Prawie.
-Nie myśl tyle !- zawołał Kuba podchodząc do mnie . Przyjrzałam mu się. Był w o wiele lepszym humorze .  Uśmiechał się , jego oczy błyszczały. Muszę przyznać ,że z optymizmem było mu do twarzy.
- Czasem muszę. – odparłam . – A ty nie motywujesz braciszka?
- Maciek polazł już na górę.-  powiedział Kuba i westchnął. Nagle poczułam ,że naprawdę mam wielką magiczną moc. Bez jakiegokolwiek wysiłku potrafię wyssać z ludzi chęć do życia i dobry nastrój!
- Chciałbyś tam być , prawda?- spytałam poważnie przyglądając się mu.
Odwrócił wzrok.
- Musiałbym być głupkiem, żeby nie chcieć. – powiedział, a na jego czole pojawiła się delikatna zmarszczka . Był zamyślony.
- Tak mi się wydaje ,że po prostu musisz iść swoją drogą. Nie każdy zawodnik musi zdobywać szczyty w wieku 20 lat. Jestem pewna ,że twój czas dopiero przyjdzie. Musisz tylko uwierzyć. – powiedziałam zgodnie z własnym sumieniem.
Wierzyłam we własne słowa.  Chciałam ,aby on też uwierzył. 
- Dzięki . – odparł krótko i odszedł.
Nigdy nie dowiedziałam się ,dlaczego zostawił mnie wtedy samą. Nigdy nie przyznał się ,czy uznał moje słowa ,jako litość czy po prostu się wzruszył. Może wątpił w moją szczerość albo wcale nie były potrzebne mu zapewnienia amatorki. Nigdy się tego nie dowiedziałam , ale tez nigdy nie pytałam.
**

Krzyczałam. No dobra, powinnam napisać to inaczej. Ja i tysiące rozhisteryzowanych osób darliśmy się razem w niebo głosy. Medal ! Zdobyliśmy medal ! Byłam pewna ,że jutro z mojego gardła nie wydobędzie się nawet słowo. Ale to nie było teraz ważne. Nawet nie wiedziałam ,kiedy tak bardzo wkręciłam się w te całe kibicowanie. Stało się i tyle. Klęłam , kiedy ktoś z ‘nie naszych’ skoczył dalej i wydzierałam się jak głupia ,kiedy chłopaki frunęli w ramiona swoich marzeń.  Dziś tego pięknego wieczoru wszyscy byliśmy złączeni . Ta włoska ziemia była nasza ,a żadne marzenie nie mogło być przekreślone czy uznane za niemożliwe.  To była magia. Jakby definicja granicy przeterminowała się . Byliśmy dziką hołotą największych szczęściarzy na świecie . Chwila grozy niech zostanie wymazana. Pomyłka sędziów , żal , smutek to wszystko  odfrunęło ,jakby nigdy się nie pojawiło. Pozostało tylko szaleństwo .
Wstałam. Moje miejsce było z nimi. Ten dzień miał być naszym wspólnym ,ostatnim dniem z brązowym medalem w tle. 

**

Pierwszego zobaczyłam Kamila . Właśnie kończył ściskać Ewę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. No tak, właśnie tak wyglądał szaleniec.  Rzuciłam mu się w objęcia , nie myśląc ,czy wszyscy się gapią. Nie kontrolowałam się. To była chwila , nasza narodowa chwila euforii. Jakby te wszystkie lata , kiedy musieliśmy obejść się smakiem, wypłynęły teraz. Nie musiałam być wielkim kibicem ,żeby to poczuć. 
-Udusisz mnie! – zawołał śmiejąc się Kamil.
Puściłam go nie przestając się śmiać.  Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć bo Ewa rzuciła się na mnie . Do końca nie wiedziałam ,czy chce ,żebym z nią tańczyła skakała czy  Bóg wie ,co jeszcze . Była w większym transie niż ja !
Puściła mnie dopiero ,kiedy potrzebowała chwili na odsapnięcie. Nareszcie miałam chwile ,aby rozejrzeć się po twarzach pozostałych.
 Dawid udzielał wywiadu. Piotrek rozmawiał przez telefon gestykulując przy tym, jakby chciał odlecieć, a Maciek …  No właśnie Maciek.
Stał oparty o barierkę i patrzył się na mnie lekko się uśmiechając. Koło niego stał Kuba i ich rodzice, ale on zdawał się nie zwracać na nich uwagę.  Był tak bardzo skoncentrowany i z porównaniem do pozostałych opanowany.
Pokręciłam głową zdegustowana. Pokazałam mu ,ze ma się uśmiechnąć. Wzruszył ramionami i podniósł prowokacyjnie lewą brew.  Nie wiem , czy miał ,aż taką intuicję czy świadomie wiedział ,że tak na mnie działa. Rozejrzałam się dookoła. Nagle moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem jakiegoś dziennikarza. Przestraszyłam się . Jego spojrzenie powędrowało w stronę , w którą wcześniej patrzyłam. Patrzył to na mnie to na Macieja . Wreszcie spojrzał na mnie i uśmiechnął się . Odwrócił się i poszedł.
Spojrzałam znów na Maćka. Jemu też ulżyło.
Teraz już czekał tylko na mój ruch. Prowokował . Cokolwiek bym wymyśliła w tym momencie ,zgodziłby się bez wahania, widziałam to w jego czarnych jak noc oczach.
Pokręciłam głową z własnej głupoty ,a później pobiegłam do niego .
Na moje szczęście lub nieszczęście nawet pan Kot odsunął się na bok widząc ,że biegnę w ich stron. Musiałam mieć bardzo zdesperowany wyraz twarzy.
Chyba trochę za bardzo  dałam się ponieść emocjom. Rzuciłam się wręcz na Maćka ,całkowicie pozbawiając go tchu. Usłyszałam tylko jego śmiech .  Czułam się jak we śnie.
Nie .
To bardziej przypominało tanią telenowele. Albo raczej jej zakończenie.  Po niej powinny nastąpić napisy końcowe i napis ‘żyli długo i szczęśliwie’. Nic  takiego się nie wydarzyło ,ale i tak było idealnie. Chciałam  wtulić się  w Maćka ,jak mocno się dało. 
I pewnie nigdy bym go nie puściła ,gdyby nie… dosadne chrząknięcie jego matki . Nie żeby mnie nie  zirytowała tym gestem…
Odsunęłam się od Maćka i spojrzałam na nią. Nie miałam pojęcia, co było na tyle ważne ,żeby trzeba było nam przerywać.
- Maciej chyba musi iść z reszta kadry bo niedługo ceremonia dekoracyjna. – odpowiedziała poważnym tonem mierząc mnie wzrokiem. Chyba naprawdę zalazłam jej za skórę, jej niechęć do mojej osoby nawet ślepy by dostrzegł. Analizując całą naszą historię… No tak chyba zasługiwałam nawet na tak chłodne przywitanie.
- Mamo , przecież jeszcze jest czas.- żachnął się  Maciek. Po czym spojrzał na mnie – Chodź na chwile .
No to poszłam za nim. Miałam jakiś inny wybór?
** Muzyka
Nie wiem , kiedy wylądowaliśmy w  tej szatni. Całowaliśmy się tak namiętnie ,że już nie wiedziałam nic. Czułam tylko jego silne dłonie zaciśnięte na moich biodrach i usta ,które  tańczyły wraz z moimi w dzikim tańcu. Adrenalina, strach, euforia, ,gaszona w zarodku namiętność , samotność i niezrozumienie , to wszystko eksplodowało. Daliśmy upust tysiącom uczuć , które przez ostatnie dni przewijały się przez  nasze serca. Nie potrzebne nam były słowa. Nasze ciała znajdujące się tak blisko siebie przekazywały wszystko. 
Przydusiłam go do ściany . Miałam ochotę zapomnieć o wszystkim , po prostu być tu i teraz  sam na sam z jego ustami. Przywarł do mnie jeszcze bardziej. Dusiłam się . Chciałam być z Maćkiem jak najbliżej już na zawsze, a z drugiej strony chciałam wymazać go z pamięci i zrobić wszystko ,aby nigdy nie doszło do naszego spotkania.
Nagle drzwi się otwarły, a my z wyrazami twarzy podobnymi do narkomanów, którym ktoś odebrał towar  ,oderwaliśmy się od siebie.
- Chyba pomyliłem szatnie. – powiedział jakiś nie znany mi skoczek. Jego oczy były tak wielkie ,że byłam pewna ,że zaraz wybuchną. Zażenowany sytuacją uciekł w popłochu.
Spojrzeliśmy na siebie. Zaśmiałam się. On śmiał się już po chwili wraz z ze mną.
-Podejrzewam ,że nie chcesz kontynuować ?- powiedział rozbawiony Maciek.  Był odrobinę zirytowany. Próbował to bezskutecznie ukryć.
Przewróciłam oczami. 
- Kocham cię ,wiesz? Nawet ,kiedy bez przerwy przewracasz oczami i się ze mną kłócisz. -wypalił niespodziewanie nie odwracając ode mnie wzroku.
Znieruchomiałam . Poczułam tysiące uczuć na raz. Byłam szczęśliwa, załamana, wściekła, przestraszona. Nienawidziłam i kochałam jednocześnie. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego z ust chłopaka, aż do teraz.
Podniosłam głowę  i spojrzałam na niego. Łzy w moich oczach pojawiły się zaraz po tym ,jak nasze spojrzenia się spotkały.
Te piękne ciemne oczy były tak zdeterminowana , tak bardzo wierzył w te słowa. Kochał mnie ,nie miałam wątpliwości. Ani jednej pieprzonej obawy ,co do jego uczuć...
- Po co to powiedziałeś? - powiedziałam do niego oskarżycielskim tonem. - Musiałeś wszystko zepsuć? Musiałeś?!
Wydzierałam się na niego ,choć do końca nie rozumiałam dlaczego. Chyba tylko w taki sposób umiałam poradzić sobie , z czymś ,co od początku mnie przerastało.
- A dlaczego miałem kłamać?- spytał nie rozumiejąc mojego zachowania. Jego twarz napięła się, powieki mrugały szybciej niż normalnie. Cierpiał.
Delikatnie dotknął mojego policzka i otarł pierwsze łzy ,które wypłynęły z moich oczu.
Znów to robił. Upajał mnie swoim spojrzeniem , dotykiem , odrywał od nie uniknionej rzeczywistości . Musiałam zadać mu jeszcze jeden ostateczny cios.
- Bo ja cię nie kocham.- powiedziałam roztrzęsiona. Odwróciłam się i odeszłam. Nie próbował mnie zatrzymać.
 Gdyby mnie znał wiedziałby ,że wiele by wtedy wskórał...

** Muzyka

“Serce nerwowe jest twoim sercem nadszarpniętym i pustym
bo to prawdziwy pech gdy nikt nie rozumie twojej miłości.”

To był długi dzień.  Zmęczenie dawało o sobie znać. Była  1 może 2 w nocy. Wolałam nie patrzeć na zegarek.  Wtedy nie obyłoby się bez liczenia godzin , które dzieliły mnie do wyjazdu.
O niczym innym nie marzyłam tak bardzo, jak o śnie ,który uwolni mnie od trudnej  rzeczywistości.  Mimo to ,za nic w świecie nie byłam w stanie choć na moment zmrużyć oczy. Zbyt dobrze wiedziałam ,że poranek miał być szczególnie emocjonalny, miał coś zakończyć , miał zmienić mnie po raz kolejny. Każda zmiana była moją piętą achillesową!
- Nie śpisz ?-spytała zaspana Ewa .
-Nie. –odparłam zrezygnowana.-I chyba nie ma szans ,żeby to się zmieniło.
- Wszystko się ułoży . To ,że Mistrzostwa Świata się kończą nie oznacza ,że inne rzeczy też. – wyszeptała moja siostra. Wiedziałam ,że próbuje mnie pocieszyć , skłonić do pozytywnego myślenia i takie tam. Prawda była jednak zupełnie inna niż jej gadanie .
-Jasne, ułoży się .– skomentowałam beznamiętnie. Ta krótka historia miała się zakończyć ,a życie trwać dalej. Poczułam uścisk w żołądku.
- Wiesz, co przemyślałam to. Chyba jednak cieszę się ,że to właśnie Maciek.  – powiedziała niespodziewanie Ewa.
- Dlaczego? –spytałam .
- Jesteście identyczni. Tak samo uparci, ambitni . Izolujecie się w swoim własnym świecie, nie akceptując kompromisów. Jesteście po prostu tymi przysłowiowymi połówkami jabłka. – wyjaśniła .
Nie byłam w stanie już powiedzieć nic więcej. Zatonęłam w swoich myślach ponownie. Ewa musiała to zauważyć bo już po chwili słyszałam jej miarowy oddech. Usnęła . Mimo wszystko byłam jej wdzięczna za tą rozmowę. Jej zdanie zawsze było dla mnie bardzo ważne i żadna kłótnia nie była w stanie tego zmienić!

„Dobranoc, moja miłości, każda godzino w każdym dniu
dobranoc na zawsze, wszystkiemu co jest czyste i niewinne, co jest w twoim sercu...”


** Muzyka
Kiedy żegnałam się z nimi wszystkimi  nie mogłam powstrzymać tych żałosnych łez. Pojawiły się wbrew mojej woli , sprawiały ,że stawałam się co raz bardziej słaba. Każdą komórką mojego ciała czuła ,że to koniec .
-Szwagierka , przestań się mazać! – rozkazał Kuba siląc się na uśmiech , kiedy ściskałam go na pożegnanie.  Mimowolnie zaśmiałam się. Uwielbiałam go za to, że potrafił mnie rozśmieszyć.  Był cudownym chłopakiem , który zasługiwał na szczęście .
- Na pewno nie długo znów się spotkamy więc po co te łzawe pożegnania?-dodał . Jego wzrok mówił ,że naprawdę w to wierzy.
Spojrzałam na niego ostatni raz i kontynuowałam ‘wielką uroczystość pożegnalną’ z resztą. 
Ściskałam wiele rąk , słyszałam ciepłe słowa , chwile ciągły się ,a mój strach zwiększał.
Na deser zostawiłam sobie dwóch młodych mężczyzn , którzy  powinni dostać nagrodę za największe mieszanie w moim życiu.
Kamil i Maciek.  Wiedziałam, że z Kamilem będę jeszcze nie raz witać się i żegnać. Od paru lat był częścią mojej rodziny ,czy tego chciałam czy nie, czy akceptowałam otaczającą mnie rzeczywistość czy też udawałam ślepą. Kamil sprawiał ,że moja ukochana siostra była szczęśliwa, nie krzywdził jej pozwalał jej rozwijać się , nie zamykał w domu . Był oparciem , na które zasługiwała. Zadziwiające ,że dopiero tu , tysiące kilometrów od domu to zrozumiałam.  Moje ciągłe sceny oddalały mnie od Ewy. Zabijały naszą więź , która była niezbędna w moim życiu. Kamil był niezwykły , dopiero tu w Val di fiemme , kiedy przezwyciężał własne słabości , dostrzegłam prawdę.
Uśmiechnęłam się do niego . Odwzajemnił uśmiech. Podałam mu rękę.  Chwycił ją.  To nie był zwykły gest pożegnalny. To był wyraz pokoju między nami, akceptacji, a może nawet początku przyjaźni.   Nie wiem ,czy to przez podpuchnięte od płaczu oczy ,ale dostrzegłam w nim zalążki starszego brata ,którego nigdy nie miałam .  Tylko czas miał zdecydować , jak ułożą się nasze relacje.
Nagle dostrzegłam nadjeżdżający autobus.
To właśnie on miał wykraść mnie z tej pięknej krainy baśni i banalnej sielanki.  Odruchowo pochwyciłam torbę i przepuściłam wszystkich ludzi , którzy zaczęli ustawiać się w kolejkę do autokaru.
Nie miałam wiele czasu . 3 może 5 minut ,a tyle słów krążyło w moich myślach , tyle uczuć , tyle nie możliwych do spełnienia obietnic. Czas nie był moim sprzymierzeńcem.  Nie miałam pojęcia ,jak powinnam pożegnać się z Maćkiem.
Kiedy kolejka zaczęła się zmniejszać spanikowałam. Spojrzałam na niego  przerażona. Miałam ochotę błagać go o zwrot swojego serca. Na szczęście powstrzymałam się w ostatniej chwili. Zdałam sobie sprawę ,że to z góry nie możliwe.
Patrzył na mnie . Po prostu patrzył . Jego twarz była spięta ,skupiona ,a pięści zaciśnięte.
Byłam pewna ,że żadne słowo nie odda teraz naszych uczuć. Nie potrzebowaliśmy ich . Kiedy wypuścił głośno powietrze i  na moment zamknął oczy, byłam już pewna ,że czuł to ,co ja.  Rozumiał. Zdawał sobie sprawę ,że to koniec.
Moja paskudna słabość do łez ponownie się uruchomiła.  Nie powstrzymywałam ich. Chciałam ,żeby właśnie przez te małe krople łez , które zalewały mi całą twarz  ,dostrzegł ,że to nie była gra.
Nogi same prowadziły mnie w stronę niewielkich stopni autokaru i byłam im za to wdzięczna bo nie wiem czy sama dałabym radę to zrobić.
Zanim zamknęłam za sobą drzwi pozwoliłam sobie na ostatnią słabość, na która oboje zasługiwaliśmy. Tak przynajmniej sądziłam wtedy.  Wychyliłam się z autobusu .
- Nawet jeśli też cię kocham, to w tym momencie niczego to nie zmienia. I wiesz o tym doskonale. – powiedziałam łamiącym się głosem.  Kiedy zobaczyłam ,że Maciek niebezpiecznie drgnął ,a w oczach pojawiła się desperacka nadzieja , resztkami sił zatrzasnęłam za sobą drzwi autokaru . Pokazałam kierowcy bilet i usiadłam na pierwszym lepszym fotelu.
Autobus ruszył . Odjeżdżałam .  Nie miałam odwagi spojrzeć przez okno. Wystarczało mi ,że przed oczami ciągle miałam hipnotyzujące oczy Maćka, które zbyt wiele razy zraniłam. 
** Muzyka
Do dziś pamiętam ten ból ,jaki poczułam ,kiedy autobus minął tabliczkę z napisem „Val di Fiemme”.  Niemal wyłam z bólu . Nie potrafiłabym wytłumaczyć komuś ,dlaczego nie walczyłam o tą miłość, dlaczego pozwoliłam się jej utopić w moich łzach, w naszych łzach… Na szczęście nikt mnie do tego nie zmuszał. Ewa nigdy nie pytała , Kamil też milczał jak zaklęty. Byłam im za to wdzięczna.
Parę miesięcy później , kiedy Ewa pomagała mi w pakowaniu ,tuż przed wyjazdem na studia do Warszawy,  oznajmiła tylko, coś co do teraz huczy mi w głowie. Powiedziała, że Maciek wrzeszczał i biegł za autobusem tak długo ,aż Kuba  do niego podbiegł i go zatrzymał. Znienawidziłam się wtedy do reszty i pewnie ,gdybym mogła cofnąć czas… Ale nie było to możliwe i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
 Przez parę następnych nocy śniła mi się ta scena , miałam ochotę rzucić wszystko i uciec do zimowej stolicy polskich Tatr . Nie zrobiłam tego. Nie jestem pewna ,czy wygrałam tą walkę czy przegrałam . Jedno jest pewne , miłość mimo ,że pojawia się nie zapowiedziana , nie zawsze jest skazana na happy end, czasem ,aby docenić siłę uczucia trzeba raz w życiu zaznać gorycz nieszczęśliwej miłości.  Ja i Maciek byliśmy dwoma planetami ,które nie powinny się spotkać, nasza miłość skazana była na cierpienie, tęsknotę , porzucenie marzeń przez jedno z nas. Osobno mogliśmy mieć wszystko , razem mieliśmy tylko… siebie. ..
Nie oceniajcie mnie.  Mieliśmy wybór i dokonaliśmy go. Mimo ,że Maciek był bliżej zmiany decyzji . Nie zawsze, kiedy pojawia się miłość jesteś zmuszony rzucić wszystko i gnać przed siebie  w stronę wyidealizowanego zachodu słońca .  Pamiętajcie ,że życie to nie bajka. Książę  na białym rumaku to mit ,a na księżniczkę się nie nadaje, nie lubię gorsetów.
Dziś jestem szczęśliwa. Spełniam marzenia. Studiuje i pracuje jako stażystka w małej redakcji dziennikarskiej. Maciek też ma się dobrze, wczoraj zdobył pierwsze zwycięstwo w PŚ w swojej karierze . To właśnie Val di fiemme wydobyło z nas tą siłę potrzebną aby łamać kolejne mury.
A miłość?  Może to nie był jej czas, może nie byliśmy na nią gotowi. Gdzieś w głębi pozostaje nadzieja , że jeszcze kiedyś…




Było, minęło.
Było, więc minęło.
W nieodwracalnej zawsze kolejności,
bo taka jest reguła tej przegranej gry.
Wniosek banalny, nie wart już pisania,
gdyby nie fakt bezsporny,
fakt na wieki wieków,
na cały kosmos, jaki jest i będzie,
że coś naprawdę było,
póki nie minęło,
nawet to,
że dziś jadłeś kluski ze skwarkami.
(„Metafizyka” Wisława Szymborska)










Koniec…

**
Skończyłam. Miały być dwa, ale wyszedł jeden. Powinnam przeprosić?
Ostatnio pisałam mniej niż dawniej, wiecie dlaczego? Bo chciałam na siłę zmieniać tą historię, rozszerzać ją, a przecież ona od początku miała właśnie takie zakończenie. Blokowałam się ,a ja nie mogę dopuścić do tego ,żebym przestała pisać! To mój tlen.
Prawdopodobnie nie zostawiam na długo Olkę i Maćka ,ale na tym blogu, w tej części, wśród włoskiego krajobrazu to już koniec .
Jak tylko wymyślę nowy adres, zarys i zdecyduję się na 100 % ,że wchodzę w to ,dodam link na tego bloga.
Dziękuję za to ,że byliście i komentowaliście. Mam nadzieję ,że to nie nasze pożegnanie!
Teraz możecie już wylać swoje wszystkie żale!;p
Ale przyznajcie szczerze, wierzyliście w happy end dla nich , w tym momencie , napisany przeze mnie ?
Teraz poznaliście mnie już bardziej i następnym razem będziecie ostrożniejsi ;)
Opowiadanie pisałam od 28.02.2013 r. do 18.04.2013 r. Czas już się przeprowadzać. Żegnaj magiczne Val di fiemme!
                                                                                                                                Wasza Dori

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 10


                Siedzieli na ławce. Parku obok nie było. Mieli siebie i to im wystarczyło.  Nieśmiało wtuleni w siebie ,jakby bali się przestać kontrolować się i jednocześnie nie byli w stanie odsunąć się od siebie nawet o milimetr.  Mieli 14 może 15 lat. W każdym bądź razie byli zbyt młodzi. Każdy jeden ,by ci tak powiedział! Pewnie sami zainteresowani słyszeli to nie jednokrotnie. Mimo to ,że byli tylko parą gówniarzy , którzy nie mają pojęcia o życiu, świecie ,a o miłości nie powinni nawet wypowiadać się publicznie, hipnotyzowali swoją prawdziwością. Kiedy patrzyło się na nich nie miało się najmniejszych wątpliwości. To było to. Trafione trochę zbyt wcześnie  ,ale za to z jaką dokładnością! Miłość. Czyste ,niewinne uczucie . Z daleka było czuć jej opary .Wolałam zatkać usta, na wypadek ,gdyby to było zaraźliwe. Rumieńce na ich twarzach , ciągłe uśmiechy i ta naiwna szczerość. To była taka miłość , jak w „Romeo i Julia” .  Z tą różnicą ,że ci mieli szanse na pozytywne zakończenie. Mieli wszystko we własnych rękach . Mogli sterować  swoim szczęściem. Nie wiem , co robiło ze mną te podejrzane Val di fiemme ,ale zaciekawili mnie nie mniej niż  szekspirowska historia. Jakbym dopiero teraz zauważała ,że takie rzeczy naprawdę się dzieją , że to nie tylko fikcja napisana przez bajkopisarzy i rozchwianych emocjonalnie ,pijanych pisarzy. Miłość istniała. Schody rozpoczynały się dopiero ,gdy sen mieszał się z rzeczywistością . Kiedy musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę, kiedy miłość stawała do walki przeciw naszym poglądom , marzeniom i zwykłej codzienności. Wtedy wszystko się komplikowało. Stawało się bardziej realne. To nie była już mrzonka o niezniszczalnym uczuciu ,które pokona wszystkie problemy. Jestem pewna ,że te dzieciaki na ławce koło parkingu też to przeżywały. Kiedy wracali każde do swojego domu musieli wrócić do własnego świata i pytanie brzmiało ,ile muszą poświęcać każdym spotkaniem, każdą chwilą spędzoną razem. Przecież w tym momencie mogli by uczyć się do klasówki , pisać książkę , uprawiać sport. Mogli by sięgać wyżyn ,a postawili wszystko na te niepewne uczucie…Zazdrościłam im tego. Nauczyli się tego ,choć byli ode mnie młodsi o parę ładnych lat.

- Już są.-usłyszałam za sobą lekko zdenerwowany maciejowy głos.

Oprzytomniałam. Odwróciłam się w jego stronę. I kiwnęłam głową . Wyszedł z balkonu. Ruszyłam za nim. Zanim przekroczyłam próg restauracji skierowałam swój wzrok jeszcze raz na ławkę. Pusto. Odeszli.
**

                Ludzie to gatunek ,który ciągle ,czegoś potrzebuje. Jesteśmy mistrzami gnębienia  wszystkich ,którzy w choć najmniejszym stopniu mogą przydać nam się w osiągnięciu celu. Po trupach do celu. Wykorzystujemy i jesteśmy wykorzystywani. Brutalna rzeczywistość, nasza rzeczywistość.  
                Naprawdę nie lubię być osobą wykorzystywaną ,a taką się stałam dziś. Przynajmniej mam takie wrażenie. Maciek potrzebował mnie do obrony, nie chciał być jedyną osobą na celowniku .Czasy pokoju to jedna wielka ściema ! Tyle niebezpiecznych zdarzeń czeka na nas w każdym momencie naszego życia , tyle osób próbuje znaleźć nasz czuły punkt . Wszystko po to ,aby dojść do jakiegoś swojego małego ,niby banalnego celu. Jesteśmy egoistami! Nie ma ,co zaprzeczać , to prawda i nikt mi nie wmówi ,że nie. A wracając do sprawy Maćka , zapewne na jego miejscu zrobiłabym to samo ,ale to ,że naraził mnie na to ŚWIADOMIE było naprawdę podłym zachowaniem . Bezczelny typek z tego rozkapryszonego orzełka….
                Siedząc naprzeciwko jego rodziców miałam ochotę najpierw nawrzucać ich najmłodszemu synowi ,a później wyparować. To była najbardziej chora sytuacja w moim życiu. Naprawdę nie rozumiem ,dlaczego jego rodzicom tak bardzo zależało na tym ,abyśmy zjedli z nimi obiad. Przesadnie przejęli się nowinką ,że ich mały Maciuś ma dziewczynę ,że zapomnieli o tym ,że jest spora różnica między ‘chodzeniem’ a małżeństwem! Naprawdę bałam się ,że przy najbliższej okazji Pani Kot lub Pan Kot wcisną mi obrączkę na palce i wywiozą do jednej z tych góralskich chatek w Zakopanem. Wiedziałam ,że to była moja wybujała wyobraźnia ,ale wolałam nie pozostawiać rąk na stole ,w ich pobliżu, kiedy nie było to konieczne.
-Masz jakieś plany na przyszłość, Olu?- spytała mama Maćka przyglądając mi się uważnie.
-Planuję uciec z tego obiadu jak najszybciej się da! – pomyślałam. Znalazłam w sobie jednak tyle wewnętrznej siły ,że odpowiedziałam:
- Chcę skończyć liceum , zdać maturę ,a później pomyśleć o jakiś studiach.
- Studia? A gdzie ? –dopytywał pan Kot.
- Kraków? Warszawa? Katowice? Nie mam pojęcia ,jak na razie. Nie zdecydowałam nawet ,co chciałabym studiować.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Polecam Kraków ,ze względu na twojego wspaniałego chłopaka. – wyszczerzył się do mnie Maciek. Przewróciłam oczami, zanim udało mi się to opanować.
-Oj, kochanie to mój wybór ,a nie twój. –powiedziałam przesłodzonym tonem.
Maciej pokiwał głową rozbawiony.
-Małżeństwo na odległość to nie najlepszy pomysł.-odparł udając poważny ton.
Zakrztusiłam się własną śliną ,kiedy dotarły do moich uszów jego słowa. Żarty żartami ,ale to już była przesada!
- Co ty bredzisz?!-podniosłam lekko głos nie kontrolując własnego podenerwowania.  Sam wyraz na ‘ś’ wywoływał u mnie palpitacje serca!
- Wczoraj nie myśleliśmy nawet ,żeby być parą ,a dziś popatrz świata poza sobą nie widzimy! Kto wie ,co stanie się jutro.-grał dalej Maciek.
Obłąkany aktorzyna! Ale ok. Skoro chce ,to nie ma sprawy. Wchodzę do gry.
- Ale ja cię uprzedzam, że mój ojciec cię zabije ,jeśli wkopiesz mnie w dzieciaka przed tym ,aż ukończę szkołę. –uprzedziłam głosem niewiniątka. –Więc noc poślubną sobie odpuśćmy.
Nie zwracałam już zupełnie uwagi na reakcje jego rodziców, którzy przysłuchiwali się naszej wymianie zdań. Miałam ciekawsze ,rzeczy do roboty. Uwielbiałam sprawiać ,że takie maleńkie ogniki w jego oczach płonęły . Stawialiśmy sobie wyzwania, które kochaliśmy oboje.
- Zobaczysz jeszcze zmieni zdanie. Niech tylko z nim porozmawiam, wkupię się w jego łaski i zanim się obejrzysz ,a będzie nas błagać o takie słodkie ,małe kociątka. – zaśmiał się . Byłam silniejsza. Udało mi się zachować cienie powagi.
- Maciek ,co ty bredzisz?! Jakie dzieci ?!- zawołała zszokowana pani Kot.
Spojrzałam na nią. Była blada . Nie wiem ,czy z zaskoczenia czy ze zdenerwowania. Chyba byliśmy  zbyt dobrymi aktorami…
- Mamo, przecież to nie teraz. Kiedyś trzeba w końcu na ten temat porozmawiać ,a że nadarzyła się okazja, to korzystamy.- wytłumaczył spokojnie brunet.
- Jesteście najdziwniejszą parą jaką kiedykolwiek widziałem.- wyrzucił zszokowany pan Kot.
W końcu jakiś komplement! Pan Kot zawsze wydawał się być równym gościem ,ale w końcu udało mu się to udowodnić.
-Zgadzam się z panem w zupełności.-powiedziałam posyłając mu serdeczny uśmiech.
Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia. To była krótka chwila. Taka mieszanka zniesmaczenia, zaskoczenia i kompletnego nie zrozumienia.  Jakie to słodkie! Tym jednym spojrzeniem dał mi do zrozumienia ,że jego syn umawia się z wariatką. Jestem pewna ,że ta chwila pozostanie w mojej pamięci na zawsze.
- Maciek ty powinieneś teraz zając się karierą sportową ,a nie zakładaniem rodziny.- brnęła dalej pani Kot .
Przez chwile było mi jej nawet żal ,że tak łatwo nam uwierzyła, ale tylko przez chwile…
- W dodatku Ole znasz zbyt krótko ,żeby stwierdzić ,że to odpowiednia kandydatka na żonę.-dodała na zakończenie swojego małego wywody.
Tak. Właśnie po usłyszeniu tego jednego zdania przestałam jej współczuć.
- Przepraszam za nie miły ton ,ale ma mi pani coś konkretnego do zarzucenia? –spytałam próbując opanować rosnącą irytację.- Nie bardzo rozumiem jakie jest pani wyobrażenie na temat idealnej kandydatki na żonę dla pani syna.
Spoważniała jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie surowo.
Byłam twarda. I żadne chrząkanie Maćka nie było w stanie mnie rozproszyć.
- Nasz Maciek nie potrzebuje przelotnego romansu , którym jeszcze moment i zaczną interesować się media. Ja doskonale widzę , kto w tym związku angażuje się bardziej i tą osobą ,przykro mi, ale nie jesteś ty. – wytłumaczyła dosadnie kobieta.
Zamrugałam kilkakrotnie zaskoczona jej odpowiedzią. Nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa.
-Mamo!- zawołał z lekką pretensją w głosie Maciek.
- Zadała mi pytanie ,a ja odpowiedziałam jej zgodnie ze swoim przekonaniem . To wszystko . –odparła w stronę swojego syna pani Kot.- Jedźcie lepiej bo wam wystygnie jedzenie.
Nie odezwałam się już. Nie było najmniejszej potrzeby. Wiedziałam już jaką mają o mnie opinię . Nie było potrzeby się oszukiwać . Spaghetti na moim talerzu sprawiało ,że bałam się ,że ten obiad nigdy się nie zakończy. Istna syzyfowa praca na talerzu.
Po 15 minutach ,kiedy nasze talerze były już puste odezwał się Maciek:
- Teraz pozwólcie ,ale zabiorę moją księżniczkę ciętego języka na randkę.-powiedział w stronę rodziców ,po czym zwrócił się do mnie-O ile zechcesz.
Kiedy spojrzałam w jego oczy dostrzegłam niepewność. Naprawdę sądził ,że słowa jego matki sprawią, że ucieknę z krzykiem? Wiem, że to byłoby kuszące ,ale bez przesady.
Pożegnaliśmy się i z nie ukrywaną ulgą wyszliśmy z restauracji.
**
Szliśmy chodnikiem. Żadne z nas nie poruszało tematu pod tytułem ‘jak bardzo jego matka mnie nie lubi’.
Ciszę przerwał dopiero po paru ładnych minutach Maciek:
- Jest coś ,co chciałaś zawsze zrobić ,a czego nie zrobiłaś dotąd?
- Jak byłam mała chciałam rządzić światem. Żałuję ,że nic z tego nie wyszło, ale muszę ci powiedzieć ,że byłam blisko!- powiedziałam bez zastanowienia.
Choć teraz , po przeanalizowaniu tej sytuacji ,stwierdzam ,że mogłam poświęcić się przez chwilę i przez moment zastanowić się. No ,ale cóż. Błędy młodości i te sprawy. To nie moja wina!
- Nie jestem złotą rybką. Nie załatwię ci tego w 5 minut.-odparł lekko zdziwiony moją odpowiedzią.
- Kiedyś chciałam też niespodziewani zepchnąć Kamila ze skoczni.-przyznałam tonem niewiniątka.
Brunet spojrzał na mnie próbując odszyfrować czy to był żart ,czy mówię poważnie. Kiedy doszedł do wniosku ,że to byłą prawda ,zdołał wykrztusić jedynie:
- Boże! Z kim ja się zadaję!
-No co! Ty lepiej ciesz się ,że masz brata ,jak na razie tylko dla siebie. Prędzej ,czy później zjawi się jakaś pożal się Boże „Ta jedyna” i BUM ,będziesz go widział jedynie w święta i na zjazdach samobójców takich ,jak te tutaj. – wyrzuciłam z siebie.
To było chyba najbardziej szczere zdanie ,które wypowiedziałam dzisiejszego dnia. Moja wychowawczyni z podstawówki byłaby dumna. Zawsze powtarzała moim rodzicom na wywiadówkach ,że „Aleksandra ciągle kłamie. Jeszcze trochę i żadne dziecko nie będzie chciało się z nią przyjaźnić bo ona ciągle kłamie.” Chyba byłam trudnym dzieckiem ,czy coś w tym stylu.
- Udam ,że nie słyszałem ,jak mnie nazwałaś .- pokiwał głową z dezaprobatą.- Co do mojego brata, to wierz mi ,wolałbym ,żeby Kuba znalazł sobie ‘tą jedyną’ ,jak najszybciej.
-Czemu?- spytałam nie rozumiejąc go kompletnie.
- Bo przynajmniej nie gapiłby się maślanymi oczami na ciebie.-powiedział dosadnie i pociągnął mnie w nieznanym kierunku ,zanim zdążyłam zareagować.
**
                Widok był imponujący.  Księżyc i dwie latarki oświetlały nam drogę. Ten krajobraz za bardzo mnie urzekł ,żebym była w stanie cokolwiek powiedzieć ,a co dopiero zaprotestować .Podążałam za nim jak cień. Jak wielki cień z rozdziawioną buzią z zachwytu.
Szliśmy co raz wyżej wąskimi schodami. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu. Nie czułam strachu. Ewentualnie adrenalinę ,która nakazywała mi iść dalej. Więc szłam.
Maciek zatrzymał się nagle i spojrzał na mnie .
- Jesteśmy na miejscu.- powiedział dumny z siebie.
Nie tego się spodziewałam. Chciałam iść na górę, a nie stać w połowie!
- Dlaczego tu ?-spytałam zawiedziona.
Zaśmiał się słysząc mój ton.
-Do góry nie ma nawet belek ,więc to bez sensu. Z resztą tu będzie nam wygodniej.- stwierdził i ostrożnie postawił stopę kawałek dalej.
-Gdzie ty leziesz?  -spytałam zaskoczona.
Nie odpowiedział. Zamiast tego podał mi rękę i wprowadził ‘na swój teren’.
Poczułam się panem świata. Chyba jednak był złotą rybką. Kiedy pomógł mi usiąść na tym zimnym śniegu poczułam jakąś nie znaną siłę ,która płynęła z tego miejsca.
Chyba zaczynałam rozumieć ten cały fenomen. Tą wolność płynąca z tej skoczni i delikatny wiatr uderzający w twarz ,sprawiał ,że chciałam tu zostać na zawsze. Kiedy siedzieliśmy tak na progu tej magicznej skoczni ,poczułam ,że tak właśnie musi smakować szczęście.

**
-Wiesz, co mój drogi Macieju ? – zaczęłam udając powagę .-Przy odrobinie alkoholu, pięknym krajobrazie i z ciągle rosnącą adrenaliną stajesz się znośny ,a twoje towarzystwo może nawet sprawiać przyjemność!
Zaśmiał się .
- Z twoich ust brzmi to ,jak wyznanie miłości ,Aleksandro –powiedział już nie kryjąc rozbawienia.
Skrzywiłam się na dźwięk swojego imienia. Że też rodzice musieli mieć takie durne pomysły i nadać mi tak paskudne imię…
- Ola jestem !Ewentualnie Olka .-żachnęłam się .
- O co ,tak właściwie chodziło z tym całym Szymonem ?– wypalił nagle Maciek.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jeśli cię to tak interesuje , to Szymon to mój były.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. – odparł zamyślony. – Wielka szkolna miłość?
Zaśmiałam się chłodno.
- Raczej wielka szkolna pomyłka.
- Jestem ciekawy ,jak za parę lat będziesz wspominać mnie.
-Ciebie?-zamyśliłam się na moment sącząc trunek. – Wielka skoczna pomyłka ?
Zaśmiałam się sama z własnego żartu. Mój towarzysz nie podzielał mojego poczucia humoru. Nie miałam pojęcia dlaczego.
- Dziękuję za podsumowanie.-powiedział nadąsany.
- Ej no! Przecież to tylko żarty!- próbowałam go udobruchać.
- W takim razie przestań bo ,jak widać nie znam się na takich żartach.
Obrażony kociak. Tylko to było mi potrzebne…
- Jutro konkurs ,a w niedziele wracamy. Nie mam najmniejszej potrzeby ,żeby komplikować sobie życie ,niepotrzebnymi wyznaniami.- powiedziałam poważnie.
Już się nie odezwał. Byłam niemal pewna ,że przyznał mi rację.  Może odrobinę mniej przekonany o tym niż ja ,ale przyznał rację.
Jednak zrozumiałam ,że czuje to samo dopiero ,kiedy przysunął się bliżej i zanurzył swoje usta w moich. Ten pocałunek był zupełnie inny od pozostałych. Był pełen desperacji , strachu i … trudnej do wyjaśnienia świadomości. Oboje wiedzieliśmy ,ze rzeczywistość była niebezpiecznie blisko . Można by spytać dlaczego ryzykowaliśmy . Z jakiego powodu zgadzaliśmy się dobrowolnie brnąc w cierpienie. Odpowiedz stałą się zbyt banalna ,żeby się fatygować …
**
                Ulice Val di fiemme były  nie naturalnie zatłoczone ,jak na 11.30 w nocy. Ci ludzie chyba nigdy nie spali . Wszędzie było ich pełno. Trzymałam Macieja za tą cholerną rękę i byłam szczęśliwa. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć , nie chciałam znać odpowiedzi , bałam zadać się jakieś pytanie. Najważniejsze było to ,że zdawałam sobie sprawę ,że nasz mały test sprawiał ,że chcieliśmy ,aby dzień się nigdy nie kończył. Jutro były zawody ,a Maciek był już wystarczająco spóźniony, więc nie pozostało nam nic innego , jak powrót.
                Wtedy ich dostrzegłam. Tak samo szczęśliwych jak wcześniej , tak samo wpatrzonych w siebie , objętych , po prostu zakochanych. Byli jakieś 50 metrów ode mnie , od nas. Przechodzili przez pasy. Szukałam podobieństw między nami. Może podobnych wyrazów twarzy ,w podobny sposób splecionych dłoni…
Spojrzałam na Maćka. Uśmiechnął się do siebie ,czując moje spojrzenie na jego twarzy . Zaśmiałam kręcąc głową. Słowa były nie potrzebne.
Nagle usłyszałam huk. Przerażający pisk opon  sprawił ,że moje serce przyspieszyło ze strachu. Krzyknęłam. Ludzie biegli w ich stronę . Chaos. Przyspieszyłam , wymijając zszokowanego bruneta. Słyszałam rozemocjonowane głosy ludzi ,którzy dotarli do nich pierwsi.
Odeszli. Tym razem na zawsze . Odeszli razem. Miłość też zabrali ze sobą bo nie czułam już jej oparów. Byli zbyt wyjątkowi ,zbyt nie realni dla tego świata…
**
Troche przysiedziałam przy tym rozdziale i nawet mi się podoba . Nie jest idealny bo moment na skoczni powinnam bardziej opisać ,ale mi się już po prostu nie chciało!xD
Chce dowiedzieć się ,ile osób w ogóle to czyta ,więc jeśli możecie napiszcie w komentarzu cokolwiek ,nawet jedno słowo (choć wolałabym dłuższe ,szczere opinie;p). W ten sposób będę wiedziała ,na czym tak naprawdę stoję;p
Mam jeszcze dwa nie dokończone rozdziały i koniec. Chyba ,że wymyśle ,jakiś wątek jeszcze;p
Pozdrawiam!
PS. Mam nadzieję ,że choć odrobinę udało mi się zagrać na waszych emocjach. Taki był mój cel przynajmniej ;p

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 9

Spałam jak dziecko. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała tak twardy sen. Zapewne spałabym o wiele dłużej ,gdyby nie… gdyby ktoś bezczelnie nie zaczął walić w drzwi mojego pokoju.
Uderzenia  były tak irytujące ,że za nic w świecie nie dało się ich zignorować. Choć próbowałam niejednokrotnie!
Chwiejnym krokiem wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Klnąc w międzyczasie odkluczyłam zamek i uchyliłam drzwi.
Maciek. No tak. Któżby inny mógł wpaść na pomysł ,żeby budzić mnie w środku ‘nocy’. Poczułam tak ogromną ochotę zapakować go do bagażnika , wtargać na skocznię i zrzucić z samej góry . Bez nart na pewno nie poradziłby sobie tak dobrze!
W końcu mnie obudził więc ,co jak co ,ale kara mu się należała bez dwóch zdań.
-Czego znowu ode mnie chcesz?- warknęłam na przywitanie jednocześnie ziewając potężnie.
-Nie musisz okazywać, aż tyle entuzjazmu przez to ,że mnie widzisz.- powiedział pobłażliwym tonem.- Mam do ciebie propozycję nie do odrzucenia.
-Każdą propozycję można odrzucić. Na pewno znasz definicję tego słowa?
Zignorował mój niemiły ton . Muszę przyznać ,że miał niezłą cierpliwość. Nie podejrzewałabym go o to.
- Mogę wejść? – spytał .
- Jestem w piżamie, a to jest moja tymczasowa sypialnia. Dodam ,że jest wcześniej rano. Teraz odpowiedź jest już zupełnie oczywista. – zironizowałam zaspana.
Wywrócił oczami. Zrobił krok w moją stronę. Nasze ciała się stykały. Twarze były zbyt blisko. Naprawdę nie wiedziałam, gdzie mam zatrzymać swój wzrok. Dusiłam się . Mimo to nie mogłam się poddać.
-Chcesz tak stać cały dzień?-spytał mierząc mnie wzrokiem .
Faktycznie nie byłam okazem piękna. Poczochrane włosy , brak makijażu, wielka bluza, której czasy świetności minęły już dawno i obcisłe spodnie dresowe odrobinę krótsze niż 3 lata temu ,kiedy je kupiłam. 
-Oprócz tego ,że zdążyłeś się ubrać to wcale nie wyglądasz lepiej.- odburknęłam urażona zupełnie mijając się z prawdą.
Może jego włosy nie były jakoś specjalnie umodelowane , ale i tak prezentował  się… zbyt doskonale! Ale przecież nie musiał o tym wiedzieć.
Wypuścił powietrze zrezygnowany i zaczął przybliżać się jeszcze bardziej.
Spanikowałam. Mój pierwotny instynkt zadziałał. Odsunęłam się.
Wszedł do środka powitany cichą obelgą , która odruchowo wypłynęła z moich ust.
- Zostańmy parą. – powiedział bez jakichkolwiek wstępów. Wtedy zrozumiałam ,że Bóg nie wszystkim ofiarował tak wspaniałe urządzenie ,jakim jest mózg.
- Co?- zapiszczałam zaskoczona.
- To moja propozycja.- dodał .
- Zdurniałeś do reszty.- skwitowałam jego pomysł.
- Musiałem spróbować. –zaśmiał się widząc moją zdezorientowaną i jednocześnie przestraszoną minę.- Wiedziałem ,że tak zareagujesz więc trochę udoskonaliłem mój plan.
- Ten twój geniusz to ty głęboko ukrywasz przed światem.- powiedziałam.
- Nie licz ,że mnie sprowokujesz!-ostrzegł .- Zaczynam uodparniać się na twój podły charakterek. Będziemy parą przez 24 godziny . To będzie taki test. Wchodzisz w to ,czy tchórzysz?
Spojrzałam na niego jak na kosmitę. Jego planeta musiała mieć go dość i dlatego pewnie podesłała go na Ziemię ,żeby dręczył innych. Szczęśliwą wybranką zostałam ja! Dobrzy ludzie zawsze mają w życiu pod górkę…
W końcu z braku ciekawszego zajęcia zgodziłam się. Po głębszej analizie uznałam ,że mogło mieć to jakieś plusy.
- Za 20 minut przyjdę po ciebie i zejdziemy na śniadanie. – oznajmił i ruszył w stronę drzwi.
-Sam nie trafisz? –spytałam podirytowana.
Spojrzał na mnie pomału tracąc cierpliwość. Szczepionka na „mój podły charakter” chyba jednak się nie sprawdzała.
- No dobra.- zgodziłam się z wielkim trudem.
Kiedy już prawie miał zniknąć zza drzwiami ,wychylił się na moment i dodał:
- Zapomniałem jeszcze o czymś . Wszyscy wiedzą już ,że jesteśmy parą. Chciałem zapobiec nie zręcznym sytuacjom.
Kiedy zamknął za sobą drzwi obiecałam ,że to właśnie ja będę tą osobą ,która własnoręcznie go udusi.
**
Kiedy wyszłam z pokoju była już prawie 9 . Moja poranna toaleta odrobinę przedłużyła się ,ale to przecież nie była moja wina. Zegarek. On zawsze jest sprawcom wszystkiego ,co złe. Zawsze!
-Wiesz ,że czekam tu już prawie 30 minut? – odezwał się Maciek . Kiedy usłyszałam jego głos podskoczyłam przestraszona. Nie dość ,że dręczyciel to jeszcze się skrada! Ja to mam gust…
- A mówią, że zakochani czasu nie liczą .- odburknęłam zakluczając drzwi pokoju.
- Najwidoczniej nie wiedzą ,co to znaczy czekać na ciebie ,zanim łaskawie wyjdziesz. – odparł .
Grał w moją grę. Prowokacja i zmiana tematu i tak na okrągło. Pionkami były nasze uczucia . Gwałtownie stawialiśmy kolejne kroki na planszy zbudowanej z kruchego lodu . Musiałam przyznać rację tym , którzy twierdzili ,ze adrenalina uzależnia.
- Ej ty Pani zamyślona , idziemy? – spytał machając mi przed oczami swoja ręką.
Kiwnęłam zrezygnowana głową i już chciałam iść ,kiedy poczułam ,że…
- Ty sobie chyba żartujesz! – zawołałam zszokowana ,kiedy poczułam ,ze jego ciepła dłoń łapie moją.
- Każda prawdziwa para trzyma się za ręce! –wytłumaczył rozbawiony moją reakcją.
Wiedziałam ,że nie odpuści. Nie pozostało mi nic innego ,jak tylko ulec. Oczywiście gdybym chciała mogłabym krzyczeć, drapać i tupać noga ,ale tak właściwie po co ?
**
Wciągnęłam powietrze po czym wstrzymałam oddech. Zignorowałam maciejowy śmiech i weszliśmy do tej przeklętej stołówki.
W jednej chwili wszystkie głowy zwróciły się w naszą stronę. Przysięgam to była najbardziej kłopotliwa cisza  w moim życiu! Najdziwniejsze było to ,że zamiast spalić tego przysłowiowego buraka bardziej byłam zajęta wymyślaniem kary dla Maćka za to ,że mnie  w to wrobił.
Pociągnęłam go za tą nieszczęsną rękę i zaprowadziłam do stolika , przy którym siedziała Ewa i Kamil. Muszę przyznać ,że kiedy puścił moją rękę poczułam ,jakby coś ważnego zostało mi odebrane. To tak ,jakbyś znalazła szczeniaka na swoim podwórku i przygarnęłabyś go do czasu znalezienie prawowitego właściciela. Kiedy przyjeżdża właściciel ,aby odebrać swojego pupila ,niby pozbywasz się kłopotu ,ale jednak jest ci trochę szkoda bo zdążyłaś do niego przywyknąć, może nawet go polubiłaś. Choć od początku nie należał do ciebie i twój smutek w ogóle nie jest uzasadniony.
-Nadal nie wierzę ,że nic mi nie powiedziałaś! – powiedziała z żalem Ewa.
- A o czym ?- spytałam zamyślona robiąc sobie jednocześnie kanapki.
- Masz chłopaka! I to w dodatku Maćka! – zawołała poddenerwowana Ewa.- Po co ta gadka o Szymonie ,jak znowu robisz to samo? Tak w ogóle to miałaś się trzymać podobno od niego z daleka.
Przerwałam smarowanie chleba. Spojrzałam na Ewę mrużąc oczy. Przegięła.
- Co to za Szymon ?-spytał Maciek i pewnie brnął by dalej temat ,gdyby nie Kamil ,który dyskretnym gestem dał mu do zrozumienia ,że w tym momencie lepiej będzie ,jeśli nie będzie się odzywać.
- Po pierwsze Szymon to zupełnie inna historia i nie rozumiem po jaką cholerę wplątujesz go do tej rozmowy , a po drugie nie powiedziałam ci wcześniej bo jesteśmy parą od… od BARDZO niedawna.- powiedziałam nienaturalnie spokojnie i poważnie. To nie był dzień na kłótnie. Miałam za dużo spraw na głowie ,żeby skupić się tylko na jednej i poświecić jej swoją energię.
- Na pewno obudziłaś się nagle i stwierdziłaś ,że akurat dzisiaj wyjawisz Maćkowi wszystkie uczucia.-zadrwiła Ewa . – Wybacz siostro, ale nie wierzę w tę bajkę.
Zabolało. Nie chodziło oto ,że mi nie wierzyła. Odrobina zdenerwowania wystarczało ,aby po kolei sypała moimi sekretami bez jakichkolwiek skrupułów.
- Wierz sobie w co chcesz. Jestem z nim ,czy tego chcesz czy nie .- rzuciłam zirytowana i powróciłam do wcześniejszych czynności.
Ewa prychnęła rozwścieczona. Wstała i wyszła. Żadne z nas  już się  nie odezwało. Po prostu siostrzany urlop jak malowany!
**
            Spacer był tym ,czego potrzebowałam. Jego bezpieczne ramiona otaczające moje plecy , splecione dłonie i jego ciepły oddech na mojej szyi. Był tak blisko. Nie chciałam ,żeby oddalił się nawet na centymetr. W tym momencie był dobrem koniecznym.
Kiedy wszyscy wyprzedzili nas o jakieś 200 metrów nawet nie przyszło mi przez myśl ,żeby przyspieszyć. Mieliśmy własne tempo. Zresztą pozycja ,w jakiej się poruszaliśmy nie sprzyjała wyścigom. To było niesamowite, że żal do Ewy i złość całkowicie minęła. W jego ramionach była magia. Byłam tak spokojna ,jak jeszcze nigdy. Jego ramiona wyciszały . Sprawiały ,że czułam się jakbym śniła . Problem w tym ,że każdy sen kiedyś się kończył…
**
To pierwszy rozdział ,który tak naprawdę mi się nie podoba. Bądźmy szczerzy jest nudny! Łatwiej pisze się skoczną historię ,kiedy w tv śmigają nasi ;p
Co do zakończenia opowiadania to postanowiłam przedłużyć o parę rozdziałów ,ale tak czy tak zakończę to na Val di fiemme inaczej pomysł i nazwa straciłyby jakikolwiek sens.
Zastanawiam się nad drugą częścią ,która byłaby na innym blogu , to byłoby takie "parę lat później" z tymi bohaterami . Co myślicie o tym pomyśle?
Obiecuje ,że wieczorem nadrobię zaległości w Waszych blogach ;)
Dziękuję za poprzednie komentarze i proszę o kolejne !;)
PS. Dziękuję za zmianę wyglądu autorce bloga skoczne-lato.blogspot.com ;p
Pozdrawiam Was wszystkich ;)